sobota, 16 lipca 2011

Paryż, Francja - Gava, Hiszpania

Na defiladę nie udało nam się zdążyć. Trochę więcej czasu niż myśleliśmy zajęło nam opuszczenie pokoi hotelowych i zapakowanie się z powrotem do auta. Poza tym zamknięte były stacje metra w pobliżu defilady (też więcej, niż myśleliśmy), a na dojście pieszo potrzebowalibyśmy więcej czasu. Wysiedliśmy więc przy Luwrze i przespacerowaliśmy się ulicą Rivoli, którą z defilady wracały pojedyncze grupki żołnierzy.


Następnie udaliśmy się do Luwru, ale nie zwiedzaliśmy go w środku, ponieważ zajęłoby nam to zbyt dużo czasu, a mieliśmy inne plany. Chyba po prostu nie jesteśmy amatorami muzealnych wystaw.  
Kolejnym punktem na naszej liście była katedra Notre Dame, pod którą jak zawsze były tłumy ludzi i masa gołębi. Spod katedry poszliśmy na stację metra i dojechaliśmy pod wieżę Eiffla, na którą wjechali Adam i Agata. Niestety okazało się, że szczyt wieży już był nieczynny.











Później wróciliśmy na parking i już samochodem pojechaliśmy na Montmartre, aby grając i puszczając bańki poczekać tam na pokaz fajerwerków. Na pomysł oglądania widowiska ze wzgórza wpadło bardzo, bardzo wiele osób, głównie Francuzów. Na schodach pod bazyliką były tłumy, być może dzięki temu w niedługim czasie udało nam się zebrać 70 euro. Z miejsca, w którym staliśmy nie było widać wieży Eiffla, ale mogliśmy oglądać fajerwerki wystrzeliwane z niemal każdego punktu w Paryżu. Myśleliśmy, że znad drzewa, które zasłaniało wieżę, coś uda nam się zobaczyć, a jeśli nie – przejdziemy gdzieś indziej – w końcu pokaz miał trwać pół godziny. Kiedy jednak po chwili przenieśliśmy się w inne miejsce, ludzie nam powiedzieli, że już po wszystkim. Byliśmy zawiedzeni.


Kilka minut po północy wyruszyliśmy w podróż wprost do Barcelony. Po 2 godzinach wydostawania się z Paryża i godzinie jazdy autostradą na południe zatrzymaliśmy się na krótką drzemkę. Gdy tylko zaczęło się przejaśniać pojechaliśmy dalej. Dojazd do Barcelony, oddalonej od Paryża o niemal 1000 kilometrów, zajął nam prawie cały wczorajszy dzień. Przejeżdżaliśmy przez małe francuskie miasteczka, gdzie często kupowaliśmy coś dobrego w przydrożnych cukierniach i tankowaliśmy tanie paliwo, podziwialiśmy widoki, zachwycaliśmy się budynkami – okazało się, że wysokie ceny francuskich autostrad i związana z tym decyzja o ich omijaniu wyszła nam całkiem na dobre. Bartek z Alą zmieniali się za kierownicą, dzięki czemu bez zbędnych przestojów już około 15:30 przekroczyliśmy granicę z Hiszpanią. Przeżyliśmy wtedy małą chwilę grozy, gdyż po 3 godzinach rajdów po Pirenejach nasze załadowane po brzegi auto nie wytrzymało 30 stopniowego upału i przegrzało się. Na szczęście był to moment, kiedy drogi zaczęły prowadzić już w dół – włączone ogrzewanie w celu schłodzenia silnika i niemal swobodny zjazd sprawiły, że temperatura szybko wróciła do normy.
Cały czas kierowaliśmy się drogą na tunel, który, jak obliczył Adam, powinien prowadzić nas minimum przez 15 kilometrów pod górami (i dla którego mieliśmy specjalnie zmienić trasę). Faktycznie okazało się, że tunel ma około 5000m, ale pozwolił nam skrócić naszą drogę i nacieszyć się niesamowitymi widokami podczas zjazdu z hiszpańskiej strony masywu górskiego. Dzięki tym widokom Agata stała się specjalistką od robienia zdjęć z samochodu na okrzyki: „Patrz! Rób zdjęcie!”






 Około godziny 19 dotarliśmy na kemping położony w miejscowości Gava, tuż pod Barceloną. Spędzimy tu dwie noce. Nad nami rosną wielkie sosny, do morza mamy 50m, plaża jest niemal pusta, a do naszej dyspozycji są jeszcze basen, supermarket, boiska sportowe, place do gry w boule… Żyć nie umierać. Robi się coraz goręcej, my uciekamy na plażę, popołudniu do Barcelony. A jutro – zdjęcia z tropików!










3 komentarze:

  1. Kacper Gontar17 lipca 2011 05:57

    Kiedy będziecie w Wiedniu? Mam tam wujka i myślę, że mógłby was przenocować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo nam miło, że czytasz naszego bloga :) Wielkie dzięki za propozycję, ale w Wiedniu mamy już chyba nocleg. Ale może masz wujka w Budapeszcie ;) ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nic mi o tym nie wiadomo...

    OdpowiedzUsuń